Szlakiem karkonoskich skarbów
Dziewiątego maja uczniowie klasy piątej i szóstej wybrali się na czterodniową wycieczkę do Karpacza. Trudno było wstać w środku nocy, ale zebraliśmy się dosyć sprawnie. Wsiedliśmy do autokaru i zajęliśmy miejsca. Wyruszyliśmy o godzinie drugiej w nocy. Naszymi opiekunami były: pani Bożena Śmieciuch i pani Bożena Larwa. Po jedenastu godzinach podróży byliśmy na miejscu. Czas minął szybko. W drodze poruszyliśmy wiele tematów, zdrzemnęliśmy sie trochę, a przy okazji lepiej się poznaliśmy. Wreszcie dotarliśmy na miejsce. Przybyliśmy do Jeleniej Góry. Zwiedziliśmy stare miasto, zobaczyliśmy ratusz, kościół. Następnie wsiedliśmy do autobusu i pojechaliśmy do naszego przecudownego hotelu w Karpaczu, tj. Domu Wczasowego "Kosówka". Zostawiliśmy bagaże w naszych pokojach i poszliśmy ,,pozwiedzać" hotel. Był w miarę duży, ale skromny. Odwiedziliśmy kilka pokoi i przeżyliśmy parę niemiłych niespodzianek. Wszystko jednak można przeżyć. Drobne problemy zostały usunięte, z korzyścią dla nas. Potem udaliśmy się na tzw. Krucze Skałki. Było bardzo ładnie, muszę przyznać. Po długim i wyczerpującym dniu poszliśmy spać. Drugiego dnia rano wstaliśmy, ubraliśmy się i poszliśmy na śniadanie. Jedzenie było przepysze, takie jak w domu. Szybko się zebraliśmy i wsiedliśmy do autokaru. Jechaliśmy do Sobieszowa. Tam mieliśmy wejść do Zamku Chojnik. Pokonanie sześciuset metrów okazało się trudniejsze niż zakładaliśmy. A miała to być tylko rozgrzewka przed wspinaczką na Śnieżkę. Jednak mimo wszystkich trudności, ciężkich plecaków, rozwiązanych sznurówek i spoconych twarzy byliśmy zadowoleni z widoku, który nas czekał. Niektórzy z nas musieli zmierzyć się z lękiem wysokości , ale ,,kto nie ryzykuje, nie wygrywa". Opłacało się. Byliśmy bardzo zmęczeni, a jednocześnie szczęśliwi, wsiadając do autobusu. Czekały na nas kolejne atrakcje. Czas na Szklarską Porębę i obejrzenie huty. Uczestniczyliśmy w zajęciach wytapiania szkła. Później wróciliśmy do hotelu. Mimo że mieliśmy rano wstać, ponieważ czekała nas bardzo trudna wyprawa na Śnieżkę, to i tak pół wieczoru spędziliśmy na rozmawach. Wstaliśmy rano i zjedliśmy pożądne śniadanie (dużo białka). Nadszedł czas na najważniejszą atrakcję wycieczki. Przed nami rysowała się wspinaczka na szczyt o wysokości 1602 metrów- wejście na Śnieżkę. Wchodziłam już na różne góry i górki, ale powiem szczerze, było łatwiej niż myślałam. W sumie nie weszliśmy na sam szczyt, jednak przeżyłam wspaniałą przygodę. Zdecydowanie byłam przygotowana na o wiele trudniejsze warunki. To pewnie dzięki bułeczkom z czekoladą- ,,podstawowemu" wyposażeniu każdego turysty. Droga w obie strony zajęła nam około sześciu godzin. Oczywiście, nie mogło się obyć bez przygód. To było cudowne przeżycie. Wykończeni, wróciliśmy do naszego hotelu. Zmęczeni, poszliśmy spać. Czas na dzień czwarty. Już ostatni. Trzeba było się spakować, a to nie jest takie proste, jeśli ma się rzeczy porozrzucane po całym pkoju. Przygotowani, najedzeni, zmęczeni i w miarę szczęśliwi udaliśmy się na podbój Wrocławia. Bez wątpienia miasto było śliczne. Jeśli ktoś zastanawia się, czy odwiedzić ,,Wenecję Północy", z wielką przyjemnością polecam. Zwiedziliśmy bardzo dużo. Najbardziej podobało mi się jednak ZOO. Zrobiłam zakupy, po czym zadowolona wsiadłam do autobusu. Jeszcze tylko osiem godzin drogi powrotnej. Ostatni łyk wrocławskiego powietrza i powrót. Około godziny dwudziestej trzeciej mieliśmy przystanek na pewnej stacji benzynowej. Aż 45 minut na rozruszanie zastałych stawów. Gdy odpoczynek dobiegł końca, udaliśmy się w stronę Tarnogrodu. Spotkanie z najbliższymi było wzruszające, lecz przygody, jakie przeżyliśmy w Karkonoszach, pozostaną na zawsze. Do dzisiaj tęsknię za moimi przyjaciółmi z hotelu. W gruncie rzeczy bardzo miło spędziłam czas i nie żałuję, że zdecydowałam się na tę wycieczkę.
Natalia Fusiarz kl. VIb